#125 Polskie przemyślenia

 Witam kochanych czytających! 

Dziś będzie krótko o moim weekendzie w Polsce. Jeżeli obserwujecie mojego bloga dłużej, to wiecie że od 8 lat mieszkam w Holandii i przynajmniej raz do roku staram się przyjeżdżać do Polski. Tym razem był to wyjątkowy weekend, ponieważ moja mama skończyła 60 lat. Przylot mój i mojej siostry (która mieszka niespełna 10 kilometrów ode mnie) nie był żadną tajemnicą, ani niespodzianką, ale przynajmniej udało nam się zachować niespodziankowy tort. Był to bardzo krótki wypad, ale zamierzam tak "uciekać" do Polski częściej, ponieważ mimo tego, że jestem krótko - doładowuję moje małe akumulatorki. Sobota, godzina 17:25 wylot. U mamy jesteśmy dopiero około 21. Pewnie byłybyśmy wcześniej, gdybyśmy wynajęły samochód, a ja odważyłabym się pojechać z lotniska do domu, ale niestety nie, więc troszkę się napodróżowałyśmy z naszymi mini walizkami. Rodzinny wieczór, jedzenia chleba z masłem, tak dobrze czytacie - jak jestem w Polsce wystarczy mi chleb z masłem na powitanie i będę szczęśliwa :D Gdy jest się za granicą, mimo wszystkich polskich sklepów, takie małe rzeczy cieszą mnie w tych powrotach najbardziej. Oczywiście nie obyło się przez ten krótki weekend bez pizzy, sernika i sałatki z kapusty pekińskiej, którą robi moja mama. W niedzielę spodziewaliśmy się skromnie gości, nie było nas dużo, kuzynka mamy z mężem i jej najlepsza przyjaciółka. Ale to wystarczyło, aby nasza mama "oblała" swoje urodziny. Ja oczywiście robiłam za dj'a i barmankę ;) Dzień zleciał i został nam tak na prawdę tylko poniedziałek, bo we wtorek leciałyśmy już z siostrą do domu. 

60-tka Jadwigi

W poniedziałek skorzystałam z okazji i wstając wcześniej wybrałam się do mojej od lat sprawdzonej fryzjerki (nic specjalnego, zwykłe podcięcie), a potem wybraliśmy się razem na cmentarz do mojego taty. Moi rodzice są rozwiedzeni, dlatego też droga na cmentarz zajęła nam półtora godziny. Ale jestem bardzo dumna z mojej mamy i wdzięczna, bo mimo ich złych relacji po rozwodzie, pojechała z nami. Doceniam ten gest. Brat kierowca, woził nam tyłeczki i wywiózł nas przy okazji do galerii, gdzie wybrałam się do jedynego sklepu, jakiego nie mam tutaj w Holandii - Sinsay. Następnym razem wykupię bagaż na 20 kilogramów i wywiozę pół Polski ze sobą :D W galerii poszliśmy też wspólnie na kawusię, a na koniec zabraliśmy się na drugi cmentarz, do babci i dziadka - rodziców mojej mamy. 


Trudne jest, kiedy już jestem w Polsce i np. ktoś ze znajomych zobaczy, że jestem w Polsce od razu chciałby się umówić, spotkać, a ja najzwyczajniej w świecie nie mam czasu, a czasami nawet ochoty. Tym razem odmówiłam każdemu, kto się do mnie odezwał, żeby zwyczajnie w świecie mieć święty spokój i pobyć z rodziną oraz zrobić coś dla siebie. Jednak żałuję, że nie udało mi się zobaczyć z N. która akurat była w tym samym momencie w Łodzi na koncercie swojej ulubionej wokalistki. Ale cóż, jeszcze to nadrobimy! Tak samo jak udało mi się jeszcze zaliczyć porcję pierogów na ostatnią chwilę na lotnisku we Wrocławiu przed samym odlotem. 

Od samego początku miałam problemy. Na lotnisku w Eindhoven, z którego leciałam, jak nigdy mój bagaż podręczny został zabrany na bok do dodatkowej kontroli. Stojąc w kolejce, gdzie stało jakieś 5 osób przede mną, bez butów, bo przecież je też zabrali, stałam tylko po to, aby pracownik lotniska rzucił na moją torebkę jedno spojrzenie i po prostu mi ją oddał. Fajnym zbiegiem okoliczności było, że gdy usiadłyśmy z siostrą czekając na odprawę zagadał nas jakiś pan po polsku. Jeszcze nie zdążyłam się obrócić, a moja siostra rozpoznała po głosie naszego dawnego sąsiada z Polski. Mówimy tutaj o jakiś 20 latach do tyłu. Ten pan nawet nie wiedział, do kogo się zwraca, bo siedziałyśmy do niego tyłem, więc tylko słyszał rodaków i poprosił o pomoc. Mógł był być to ktokolwiek inny, a tu proszę - sąsiad. W drodze powrotnej było gorzej, ściągnęli mnie na bok na kontrolę narkotykową, przez co zaczęłam się tak okropnie śmiać, bo oczywiście - znowu ja, a nie moja siostra. Obydwie wpadłyśmy w głupawkę, a kobieta na lotnisku, miała taką minę i od razu z komentarzem. No dobrze, robi swoją robotę, ma odpowiedzialną pracę, ale ludzie trochę dystansu. Gdyby to było w Holandii, to zachowaliby się prawdopodobnie profesjonalnie, bez głupich komentarzy powiedzieliby może coś żartobliwie, a tutaj pani na lotnisku poczuła się jak gdyby dotknięta, nie potraktowana poważnie. Po całym tym cyrku, gdy już bez słowa puściła mnie dalej, poszłyśmy zjeść pierożki, na spokojnie do toalety i do sklepiku. Przechodząc do odprawy nie miałam dowodu osobistego. Panika. Choć wiem, że miałam go przy nadawaniu bagażu, Po przeszukaniu wszystkich możliwych miejsc, znalazł go chłopak pracujący w sklepiku. Gdy machnął mi nim przed oczami, mało się nie popłakałam :P 


Jeszcze tak mówiąc o tej powadze w Polsce, podobna sytuacja miała miejsce w Sinsay'u, gdy poszłam już do kasy z trzema bluzkami (miałam tylko małą walizkę, a szkoda :D), w sumie to miałam już płacić, ale akurat była jakaś promocja, ale nie do końca było jasne, które ciuchy są na tej promocji, a które nie. Pani przy kasie automatycznie zaczęła się bronić, na co ja zaczęłam ją uspokajać, że ja tylko pytam, bo nie było dobrze opisane, po czym pani dalej tkwiła w trybie obronnym wyjaśniając, które produkty są, a które nie są na promocji, za co zwyczajnie podziękowałam i zapłaciłam. Doszłam do wniosku, że klienci muszą obwiniać w takich sytuacjach ekspedientki, które czasami nie mają na to wszystko żadnego wpływu. Nie wiem, staram się na blogu nie poruszać niektórych tematów, m.in. polityki, służby zdrowia czy czegokolwiek, co mogłoby wywołać niepotrzebne emocje, ale jednak widać sporą różnicę mentalną między tymi dwoma krajami. Oczywiście były też pozytywne sytuacje, jak np. na kawie w galerii, gdzie obsługiwała nas bardzo sympatyczna pani, od której biła taka pozytywna energia! Kiedy byliśmy przelotem w Londynie, chyba w Starbucksie, obsługiwali nas młodzi ekspedienci. Chłopak koło dwudziestki, oraz młoda dziewczyna, ale ona pochodziła już z krajów muzułmańskich, widać to było po jej ubiorze. Oboje patrzyli się na nas z takimi minami, jakby obsługiwali nas z łaski. Takie było moje odczucie. Ale i w Holandii zdarzają się takie sytuacje. Jednak to bronienie się, bardzo rzuciło się w oczy, że tak powiem. Jakie są Wasze przemyślenia na ten temat? 

Tak mniej więcej wyglądają moje wypady do Polski, no te bardzo krótkie. W przyszłym roku zmieniają się loty, można będzie wylatywać nie tylko w sobotę, ale i w piątek, co oznacza, że ma się cały weekend dla siebie. Jednak powroty we wtorki, pozwalają skorzystać jeszcze w poniedziałek z różnych małych drobnostek, jak np. wizyta u fryzjera w poniedziałek :)  Kolejny wylot planuję na wiosnę, fajnie byłoby też przylecieć na Święta Bożego Narodzenia na tydzień / dwa. Zobaczymy, co przyniesie los, a w międzyczasie przygotowuję się do naszego tygodniowego urlopu w Tunezji, który zbliża się wielkimi krokami, bo wylatujemy na Święto Niepodległości. Słoneczko , 30 stopni, plaża, morze...Nadchodzę!

Uściski, Kasia

Komentarze

  1. Piękna relacja 🧡 Pierogi w Polsce są obowiązkowe :) Fajnie, że udało Ci się zaliczyć porcyjkę :)
    Ja też lubię Sinsay. Często kupuję tam koszule.
    Pozdrawiam ciepło 🤗🧡

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda okazja do odwiedzenia Polski jest dobra. A urodziny mamy to jak najlepsza. Wszystkiego co najlepsze dla Twojej mamy. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, fajny był to dla Was czas, ale też pełen różnych wrażeń (jak kontrole na lotnisku). Miałam podobną kontrolę w te wakacje, gdy wracałam z Ameryki Południowej. Podczas całej podróży odbyłam w sumie (o ile pamięć mnie nie myli) 7 lotów i tylko w Amstedamie byłam sprawdzana na ewentualną zawartość narkotyków 😉
    Jeśli pytasz o moje wrażenia z kontaktów ze sprzedawcami w polskich sklepach (zwłaszcza odzieżowych) to dominują dwa podejścia do klienta: albo miłe, uprzejme, albo takie z łaski, jakby panie pracowały za karę. Jednak dla mnie to nie problem. Rozumiem, że pracują głownie za najniższą krajową i nie napinam się na to.
    Wspaniale, że masz na horyzoncie tak atrakcyjny urlop w Tunezji. Pozostaje mi tylko życzyć, by był udany i pełen pozytywnych wrażeń!
    Moc serdeczności zasyłam!
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale świetny wypad! Cudownie, że zjawiłaś się na urodzinach mamy. :) Udanego urlopu w Tunezji, brzmi cudownie i nie mogę się doczekać relacji i z tego miejsca ;) <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Za każdy pozostawiony komentarz dziękuje . ♥
Odpowiadam na Wasze komentarze . ♥
Z chęcią zaglądam na Wasze blogi . ♥
Nie toleruję SPAMU!
Pozdrawiam ciepło , Kasia . ♥

Zajrzyj na FB!

Instagram