#127 Tunezja - Sousse

 Witam kochanych czytających! <3


Mój tygodniowy urlop w cieplutkiej Tunezji dobiegł końca, a w Holandii powitał mnie drobny śnieg :) 
Duża zmiana klimatu, a leciałam tylko 2,5 godziny... 
Ale od początku. Tegoroczna jesień wyjątkowo dała mi się we znaki. Nie choruję, ale byłam ostatnie tygodnie przemęczona. Krótkie dni, dużo pracy, może też brak niektórych witamin i minerałów, wszystko na raz spowodowało u mnie spadek energii. Chociaż aż do tygodnia przed samym urlopem wytrwale ćwiczyłam - to udało mi się zachować. Wyczekiwałam tych wakacji, miałam nadzieję porządnie naładować baterie, co na szczęście mi się udało (choć nie ukrywam, że nadal chętnie leżę po pracy pod kocykiem). 

Ten tydzień zrobił na mnie wrażenie. Zacznę od tego, że była to podróż z holenderskiego biura podróży. Była to wycieczka do miasta Sousse, w Tunezji. Lecieliśmy z Niemiec, dokładniej z z lotniska w Düsseldorf. Tam za wcześniejszą opłatą zostawiliśmy nasz samochód, co lepiej nam się opłacało, niż gdyby ktoś miał nas zawieść i odebrać. Niestety przy wjeździe na parking zaczęły się problemy. Jestem osobą, która woli organizować takie wypady, niż oddać kontrolę komuś innemu, więc byłam zestresowana organizacją przez biuro podróży. Akurat parking załatwiałam sama, a już nie mogłam zeskanować mojego kodu do wjazdu. Na szczęście pan w Informacji nam pomógł, a my udaliśmy się do nadania bagaży. Mogliśmy zabrać ze sobą jeden bagaż rejestrowany 23 kilo, jeden bagaż podręczny 8 kilo i rzecz osobistą (plecak/torebkę) od osoby. Po odebraniu kart pokładowych, wypiliśmy kawę i coś zjedliśmy, a o godzinie 17 opuściliśmy nasz zimowy kontynent i polecieliśmy do ciepłej Afryki. W samolocie byłam miło zaskoczona, że mimo krótkiego lotu, dostaliśmy ciepły posiłek. Nie wiedziałam, że to również było wliczone w cenę. Fajnie, bo jednak cały dzień byliśmy w drodze.



Nasz hotel, znajdował się 150 kilometrów od lotniska, o czym w sumie doczytałam się dopiero przed samym odlotem. Transport z lotniska do hotelu był zorganizowany przez nasze biuro podróży. Po odebraniu bagaży  zgłosiliśmy się do informacji, gdzie wskazano nam drogę do naszego autokaru. Jechaliśmy na pewno ponad 2 godziny, wysadzając po drodze innych pasażerów w różnych częściach Sousse. Dojechaliśmy dopiero po godzinie 23.00. Na miejscu zaprowadzono nas do pokoju, dostaliśmy jeszcze drobny posiłek i udaliśmy się do baru, który był jeszcze otwarty przez godzinę. Resort, w którym się zatrzymaliśmy był spory, a my zdecydowaliśmy się opcję ALL INCLUSIVE. Na stronie Internetowej było napisane, że jedynie napoje bezalkoholowe były wliczone w cenę (oraz oczywiście posiłki). Jakie było moje zaskoczenie, gdy wszystkie drinki okazały się być wliczone w cenę! 


Obsługa była bardzo sympatyczna i pomocna. Co rzuciło mi się w oczy, to że głównymi gośćmi tam byli Anglicy i Niemcy. Poszliśmy za ich przykładem i daliśmy trochę napiwków, co później wyszło nam na korzyść. Śniadania prawie nigdy nie jadaliśmy, bo lubimy sobie z moim ukochanym pospać. A, mimo że wszystko było jak najbardziej w porządku, to muszę przyznać że mimo spania do 10, czy 11 i tak się tam nie wyspałam. To był jedyny minus. Lunche i obiady były bardzo dobrze zaopatrzone w ciepłe posiłki, zupy, bułeczki. Dla każdego coś dobrego. Dla takich śpiochów jak my, było też późne śniadanie ze słodkimi croissantami i bułeczkami z czekoladą przy barze na plaży. Chyba powinnam też wspomnieć, że hotel/resort był 4 gwiazdkowy, znajdowało się kilka basenów, prywatna plaża, wieczorem różne animacje, np. karaoke. Za drobną opłatą fryzjer, spa, tatuaże z henny, a nawet prywatna sesja zdjęciowa, itp, itd. Jednak 4 gwiazdki to chyba troszkę przedobrzenie, chyba że spojrzymy na to standardami Afrykańskimi. Wnętrze było na prawdę ładne i czyste, jednak pokoje były przestarzałe, a łóżka niewygodne. Cienkie ściany, przez co ciągle się budziłam. Jedzenie było smaczne, ale daleko temu do wysokiego poziomu. Na szczęście wyszłam też z takiego założenia, żeby nie zbyt dużo oczekiwać to się nie zawiedziesz, a ja bardzo szybko jestem zadowolona :) 
Niektórzy goście zachowywali się jak... nie wiem. Chcieli, żeby obsługa tańczyła wobec nich jak małpki. A dodam, że taki wypad nie kosztował aż tak bardzo dużo, a większość ludzi których tam spotkałam zachowywała się, jakby byli nie wiadomo jakimi bogaczami - czemu nie pojechali do resortu za paręnaście tysięcy, gdzie mogliby liczyć na taki prywatny serwis? No cóż, to takie moje spostrzeżenie.




Pogoda nam dopisała, każdego dnia temperatura w okolicach 25 stopni, słonecznie i nie za gorąco. Choć po godzinie opalania się, z przyjemnością wchodziłam do basenu, który nie był wcale aż taki ciepły! Spacery po plaży i szum morza, promienie słońca na twarzy, leżakowanie w bikini, dopóki nie zajdzie słońce i drinki, których normalnie nie piję, bo nie przepadam za słodkimi drinkami, ale tam bardzo mi posmakowały. Słoneczko zachodziło tak wcześnie jak u nas, bo w okolicach godziny 17. Gdy już się ściemniało graliśmy w bilard, albo po prostu nic nie robiliśmy, siedzieliśmy w barze i rozmawialiśmy z kelnerami. Kilka razy zwiedziliśmy najbliższą okolicę, zupełnie inny świat poza resortem. Auta, które jeżdżą jak chcą, chłopak max. 14 lat na OŚLE z papierosem w buzi, pełno śmieci na każdym rogu. A w resorcie - jak w pałacu. To wszystko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ta różnica. Ja chodząca do spa, relaksując się w saunie i rozpuszczając moje stresy masażem, jakiego nigdy jeszcze nie miałam, a poza bramami bieda i brud. Może nie powinnam tego mówić, ale tak to po prostu wyglądało. Różnica między naszymi światami jest zbyt duża. Aż mnie to bolało. Ale z drugiej strony, czego ja się spodziewałam? Jeżeli chodzi o zwiedzanie, ostatniego dnia przed wylotem do domu, zdecydowaliśmy się wybrać na zwiedzanie. Gdy zapytałam jednego z kelnerów (chłopak mógł był być w moim wieku), o wskazówki dokąd warto się wybrać, zaoferował się, że nas oprowadzi jak skończy zmianę. Byliśmy koniec końców za to ogromnie wdzięczni, bo jego obecność wsparła nas jednak na duchu. Po pierwsze, zobaczyliśmy piękne miejsca, o których nie śniliśmy, a po drugie jego obecność sprawiała, że nachalni sprzedawcy nie narzucali się aż tak bardzo. Na prawdę rozumiem ich potrzeby, ale w jednym ze sklepików doszło do bójki, bo turysta wszedł do sklepiku, popatrzył i nic nie kupił. 
To był tydzień pełen wrażeń. Nie zapomnę tego wyjazdu do końca życia. 
 



Czy poleciłabym takie wakacje? Jeśli potrzebujesz odpoczynku, chcesz na chwilę uciec od zimy, napić się drinków z najlepszą przyjaciółką - jak najbardziej. Dla mnie była to poniekąd "podróż przedślubna" Postanowiliśmy się pobrać! :) A nasz szczególny dzień przypada na nadchodzące Walentynki <3 
A więc będzie się działo! Wam życzę przyjemnej końcówki listopada i do szybkiego następnego napisania! 

Uściski, Kasia

Komentarze

Zajrzyj na FB!

Instagram